Polska Społeczność Chrześcijańska w Holandii
  Z PIEKŁA NARKOMAII
 
-------------------------------------------------------------------------------- Z PIEKŁA NARKOMAII Ola Mielniczuk O swojej przeszłości jest mi nieprzyjemnie opowiadać- mijała ona w mgle narkomanii. Dzisiaj czasami mówią mi: „Ty wiele lat żyjesz normalnym życiem, masz rodzinę, dzieci i całkiem inne życie. Po co tak cały czas wspominać przeszłość i opowiadać te straszne rzeczy o sobie”? I co tutaj powiesz? Jakby w przeszłości ktokolwiek ostrzegł mnie, może wszystko ułożyłoby się inaczej w moim życiu. I może moja opowieść pomoże komuś zrozumieć do jakich strasznych następstw doprowadzają narkotyki. Urodziłam się w zwyczajnej rodzinie, gdzie panowały miłość i zgoda. Od pierwszej klasy zajmowałam się muzyką i sportem., osiągnęłam pewne sukcesy. Wydawało się przyszłość moja jest zabezpieczona i będę człowiekiem sukcesu. Ale jakoś koledzy z klasy zaproponowali mi wypalić papierosa i spróbować szampana. Nic strasznego się ze mną nie stało. Ja dalej zostałam radującą się z życia dziewczynką. Ani rodzina, ani nauczyciele żadnych odchyleń u mnie nie zauważyli. Jednak te zmiany się odbyły. Zaczęłam prowadzić podwójne życie. W dzień byłam taka jak wcześniej, a wieczorem zajmowałam się czymś drugim. „Pociąg” do złego rósł. I niebawem za mało mi było papierosów i alkoholu. Spróbowałam wypalić „wesołego” papierosa. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że to narkotyk, a oficjalna myśl była taka, że w Związku Radzieckim nie ma narkomanii i nikt nam nie mówił o tym problemie. Dlatego ja przedłużałam palenie marihuany, nie przypatrując się następstwom. Za jakiś czas zaproponowano mi „ukłuć się”. I poszło- pojechało. Życie przemieniło się w całkowity strach. Z początku zdawało się, że ja w pełni kontroluję sytuację i wszystko jest dobrze w moim życiu- rozwaga, narkotyki, nowe znajomości. Ale jakoś obudziwszy się rankiem, odczułam niedomagania. Myślałam, że to grypa. Zatelefonowałam do tzw. „przyjaciół” i usłyszałam, że ja na pewno stałam się narkomanką i zaczął się „głód”. Nie wiedziałam co to jest i powiedziałam: „Ja zaraz przyjdę i dacie mi dawkę, bo muszę dzisiaj iść do szkoły”. „Wiesz narkotyki dużo kosztują- usłyszałam w odpowiedzi, chociaż dotąd dawali mi bezpłatnie.- Dlatego znajdź pieniądze i my ci pomożemy”. Ja miałam tylko 14 lat i pieniędzy zwyczajnie nie miałam. Ale miałam znajome dziewczyny w naszej grupie, które jak wiedziałam zajmowały się prostytucją i zawsze miały pieniądze. Jedna z dziewczyn pomogła mi, ale powiedziała, że wieczorem przyjdzie mi się z nią odpracować... Ja marzyłam o miłości, o własnej rodzinie, natomiast przyszło mi się „targować” sobą. Czym więcej tym się zajmowałam, tym więcej zażywałam narkotyków, aby przygłuszyć sumienie, nie męczyć się tym co się ze mną dzieje... Przez kilka lat straciłam powab i zdrowie, na ciele pojawiły się ropiejące rany, sińce, już nie mogłam zajmować się prostytucją. I aby zdobyć pieniądze na kolejne porcje narkotyków, zaczęłam kraść. Robiłam także próby pozbycia się uzależnienia od narkotyków. Ale daremnie: lekarze już mi nie mogli dopomóc. Jak tylko wychodziłam ze szpitala, od pierwszego dnia zaczynałam się kłuć. Wszystko było beznadziejne: nienawiść, ból, zawładnęła mną obraza na siebie i na ludzi. Ale jakoś przeniknęła mnie „pobożna” myśl: „Jeżeli ja urodzę dziecko to oddam mu cała swoją miłość i to pomoże uwolnić się od narkotyków”. W wieku 23 lat, z 9 letnim stażem narkomanki urodziłam chłopczyka. Za 2 tygodnie wypisano mnie ze szpitala i ja naprawdę poczułam się szczęśliwą matką. Ale za jakiś czas zrozumiałam, że przeszłość mnie nie odpuści. Uświadomiwszy sobie, że nic nie mogę dać swojemu chłopczykowi i dopomóc sobie, zostawiłam dziecko u mamy i znowu powróciłam na stary szlak: zaczęłam zażywać narkotyki... Kolejny raz trafiłam do szpitala ze straszną diagnozą: nowotwór, rak krwi. Zrozumiałam, że umieram. Ważyłam wtedy blisko 40 kg, zaczęły się u mnie krwotoki. I wtedy poprosiłam lekarzy, aby uwolnili mnie od tego fizycznego „głodu”. Oni odpowiedzieli: „Tobie zostało kilka miesięcy. Niczym ci nie możemy dopomóc. Kłuj się i czekaj...”. Taki był ludzki osąd. Ale u Boga były całkiem inne plany dla mojego życia. Jakoś mama przyprowadziła do mnie ludzi, którzy mówili, że jest Bóg, Który mnie kocha i nawet za mnie umarł i że On jest jedynym, który może mi dopomóc. Wszystko jedno ja im nie wierzyłam, nie mogłam zrozumieć po co Bogu potrzebna narkomanka, złodziejka, prostytutka... Jednak ci wierzący cały czas twierdzili, że Bóg i taką mnie lubi. I chwała Bogu za ich cierpliwość, za miłość, za ich pracę, dlatego, że w „końcu końców” coś się poruszyło w moim sercu... Kiedy ja przestąpiłam próg kościoła, łzy chlipnęły z moich oczu, ja płakałam i błagałam: „Boże, jeżeli Ty jesteś, pomiłuj mnie i zbaw”. I ten krzyk Bóg usłyszał. Od tej chwili w moim życiu odbyły się wielkie zmiany. Do kościoła przywieźli mnie taksówką, dlatego, że ja nie mogłam sama chodzić, a do domu poszłam już własnymi nogami. Bóg pełnością uwolnił mnie od narkotyków, fizycznych „głodów”. Więcej tego- On uzdrowił mnie od raka. Przez miesiąc poprawiłam się o 27 kg. I kiedy lekarze powtórnie zrobili analizę mojej krwi, to nie mogli uwierzyć. Na pewno - mówili, postawiliśmy pani pomyłkowa diagnozę. Nie- odpowiedziałam ja, Jezus mnie uzdrowił. Następnym cudem było to, że wyszłam za mąż. Jaki to cud?- powie ktoś. Jednak wspomnijcie jaką ja byłam wcześniej. Przez 9 miesięcy Pan nie tylko odnowił moją duszę, uzdrowił moje duchowe rany, ale i odnowił ciało, przyprowadził mnie do porządku, po czym dał cudownego męża- też w minionym życiu narkomana. Ale Bóg zwolnił go od tej grzesznej zależności. Uświadomiwszy sobie taką wszechosiągalną miłość Bożą przejawioną do nas, postanowiliśmy poświęcić nasze życie Panu, ratując takich jakimi byliśmy my sami, dlatego, że lepiej niż inni możemy zrozumieć takich ludzi. I poszliśmy do narkomanów, aby opowiedzieć o Chrystusie. Kiedy przyszłam do Boga mojemu synowi było 5 lat. On także był chory, cały czas, z powodu duszności. On dusił się, płakał i po prostu umierał na naszych rękach. Nadeszła noc, nie było żadnego transportu, aby odwieźć go do szpitala, ani telefonu (rehabilitacyjne centrum tylko co zaczęło działalność). Jednym słowem na pomoc nie było żadnej nadziei. W centrum było blisko 20 osób, byłych narkomanów, a teraz wierzących ludzi. Zostało nam tylko jedno- nadzieja w Bogu. Widzieliśmy jak dziecko się męczy, wszyscy razem schyliliśmy kolana i zaczęliśmy modlić się żarliwie. I chwała Wszechmogącemu! Mój syn ma teraz 15 lat i od tamtego czasu nie było więcej żadnego napadu duszności- Bóg odpowiedział na naszą modlitwę. To był nie jedyny cud. Ja widziałam jak się zmieniają ludzie, kiedy Boża miłość przenika do ich serc. Ona uzdrawia i duszę i ciało. Kiedyś gdy byłam jeszcze narkomanką marzyłam o pracy w położnictwie. Uważałam, że taka praca sprzyja samemu życiu i je zabezpiecza. Nawet zaczęłam uczyć się medycyny, aby pracować w tej dziedzinie. Ale teraz, gdy nawróciłam się do Boga i widzę jak ludzie przychodzą do Niego, rodzą się z góry i znajdują nowe, szczęśliwe życie, ja dziękuję Bogu, że moje marzenie spełniło się, co prawda w bardziej ważnej- duchowej sferze. Bez tego nowego życia człowiek nie może zobaczyć Królestwa Bożego i nie może być szczęśliwym. Źródło szczęścia- Pan i ja jestem Mu wdzięczna za to, że On i dzisiaj posyła swoich ludzi, aby ratować nieszczęśliwych i odrzuconych w liczbie, których byłam i ja. Ale „żniwo wielkie, lecz robotników mało”. Śpieszmy się ratować ludzi póki jest jeszcze czas.
 
 
  www.jezuspanem.pl.tl