Polska Społeczność Chrześcijańska w Holandii
  Stosunek chrześcijanina do pracy-Książka
 
Stosunek chrześcijanina do pracy Marian Biernacki I. Co odróżnia chrześcijan od świata w podejściu do pracy Według obiegowej opinii praca nie jest dla człowieka żadnym błogosławieństwem i źródłem radości. Jest raczej złem koniecznym. Jest dla większości ludzi jedynym sposobem zdobywania pieniędzy koniecznych do przeżycia i utrzymania rodziny. Na dodatek, rosnące potrzeby stale zwiększają zapotrzebowanie na pieniądze i, co za tym idzie, zmuszają ludzi do coraz intensywniejszej pracy. Warto wiedzieć, że w krajach wysoko rozwiniętych gospodarczo, które stanowią ideał dla krajów rozwijających się, praca tak zdominowała życie wielu ludzi, że niemal zupełnie zamarło ich życie duchowe. Coraz więcej z nich umiera w ogóle i to wyłącznie z powodu ciężkiej pracy. Na przykład w Japonii każdego roku tysiące mężczyzn w wieku 40-50 lat umiera niespodziewanie z przepracowania. Nigdy wcześniej nie chorowali, a jednak któregoś dnia ich serce nagle przestaje pracować, pomimo tego, że ich praca nie była nawet związana z wysiłkiem fizycznym. W tej dziedzinie ludzkiego życia obserwujemy dwie niebezpieczne tendencje. Albo unikanie pracy i pasożytniczy tryb życia, albo też przesadne koncentrowanie się na niej. Natomiast pomiędzy tymi „niebieskimi ptakami", a „pracoholikami" znajduje się cała masa ludzi, którzy chcieliby mieć tyle swobody, co pierwsi i tyle pieniędzy, co drudzy. Nie osiągając ani jednego, ani drugiego, najczęściej narzekają i praca jest, w ich pojęciu, jakimś przekleństwem dla człowieka. Czy jest tak naprawdę? Drugi rozdział Księgi Genesis ukazuje obraz Adama pracującego w ogrodzie Bożym. Adam nadawał nazwy poszczególnym zwierzętom. Jego praca miała charakter poznawczy, a więc nie była nudna i monotonna. Ta praca polegała na współpracy z Bogiem, co musiało być dla człowieka przyjemne i ekscytujące. Wreszcie, celem tej pracy było zaspokojenie ważnej potrzeby człowieka, bowiem stało się jasne, że potrzebuje on stosownej pomocy. Jak wiemy, ta współpraca Boga z Adamem zaowocowała w ten sposób, że na świecie pojawiła się kobieta. Nawiasem mówiąc, czyż można wymarzyć sobie lepsze wyniki i większą satysfakcję z pracy? Człowiek w Edenie z pewnością nie czuł się obciążony i zniewolony pracą, a to dlatego, że stale współpracował z Bogiem. Niestety, grzech przerwał tę współpracę. Od tamtej pory człowiek pracował już sam, poza ogrodem Bożym, bez społeczności z Bogiem. Sama też praca przestała być przyjemnością, a jej wyniki stały się bardzo mizerne (porównaj; l Mojż 3, 17-19). Ogólnie rzecz biorąc, ten stan utrzymuje się nadal wśród ludzi tego świata. Jeżeli gdzieś osiągają oni lepsze rezultaty swej pracy, to cena tego jest tak wysoka, że czasem aż nawet mordercza. Jeżeli natomiast mniej wysiłku wkładają w pracę, to z kolei jej efekty i wynagrodzenie są wielce niezadowalające. Ma to związek z tym, że człowiek pracuje bez kontaktu z Bogiem. Nie współpracuje z Bogiem, nie szuka Jego rady, nie stosuje w swej pracy zasad Pisma Świętego. Nic więc dziwnego, że pracy tej towarzyszy pot, a synonimem jej efektów może być oset i cierń. Inaczej jest w życiu dojrzałych chrześcijan. Ci rozumieją, że bez Boga nic nie mogą uczynić (Jn 15,5). Nauczyli się, że owoc ich życia jest uzależniony od trwania w Chrystusie. Dlatego też ciągle na nowo zapraszają Pana Jezusa, aby towarzyszył im w ich pracy zawodowej. On zamieszkał przez wiarę w ich sercach. Nastąpiło pojednanie z Bogiem dzięki ofierze Chrystusa i teraz mogą oni żyć i pracować w duchowej społeczności ze Stwórcą. Gdy pracują pod przewodnictwem Ducha Świętego, gdy stosują się do rad Biblii, ich praca nie jest już dłużej przekleństwem. Staje się błogosławieństwem. Przynosi pożądane efekty i sprawia satysfakcję. Każde jarzmo staje się wdzięczne i każde brzemię lekkie. Właśnie ten czynnik współpracy z Bogiem odróżnia chrześcijańskich pracowników od ludzi niewierzących. Podejmując pracę, wierzący człowiek modli się do Boga prosząc o pomoc i odpowiednie umiejętności. Zaprasza Boga, aby zechciał mu w tej pracy towarzyszyć. Oczywiste, że ma to wielki wpływ na jakość i wyniki pracy chrześcijanina. Paul Yonggi Cho, pastor największego na świecie zboru zielonoświątkowego w Korei Pd., w książce pt. „Grupy domowe a rozwój zboru" opowiada o tym jak pracownicy wielkiego zakładu produkującego czekoladę, będąc członkami jego zboru, zorganizowali podczas przerwy śniadaniowej spotkania modlitewne. Praca tej grupy pracowników stała się tak wydajna, że dyrektor zadzwonił do niego po jakimś czasie i powiedział: „Pastorze Cho, nie mogę uwierzyć w zapał twoich członków. Oni są najlepszymi pracownikami w naszej fabryce. Jeżeli masz więcej takich ludzi, proszę, przyślij ich do nas. Chętnie damy im zatrudnienie". Modlitwa, rozmyślanie biblijne, kontakt tych ludzi z Bogiem wywarły pozytywny wpływ na jakość ich pracy. Należy w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że spotkania te nie odbyły się kosztem ich czasu pracy. Spotkania miały miejsce w czasie przerwy śniadaniowej, albo też pracownicy ci pozostawali później dłużej na swoich stanowiskach pracy. Utrzymywanie więzi z Bogiem podczas pracy nie może polegać na robieniu przerw, czytaniu Biblii w czasie pracy itp. Byłoby to nieuczciwe w stosunku do pracodawcy. Kontakt z Bogiem jest możliwy bez tego rodzaju nadużyć, zwłaszcza, gdy wierzący korzysta z daru glossolalii. Podsumowując, chrześcijanie tym różnią się w podejściu do pracy od ludzi świata, że nie pracują w oderwaniu od Boga, że jakość i wyniki ich pracy nie są uzależnione wyłącznie od ich własnych sił i możliwości. Bóg im w tym pomaga, bo troszczą się o to, by w swej pracy stosować zasady i wzorce biblijne. Pozwalają, aby wiara przeniknęła całą tę sferę ich życia. Zapraszają Boga, aby towarzyszył im w ich zajęciach i dzięki temu praca oznacza dla nich współpracę z Bogiem. Tymczasem ludzie niewierzący wyrugali Boga ze swego życia i w pracy mogą liczyć na własne siły. II. Siedem rad z Pisma Świętego dotyczących pracy 1.Każdy człowiek powinien pracować. (2 Tes 3,6-15) Nic nie może usprawiedliwić nieróbstwa. Nawet świeckie normy postępowania traktują opieszałość i unikanie pracy jako coś wielce nagannego. Tym bardziej w świetle nauki Słowa Bożego, ten co uchyla się od pracy zasługuje na naganę i nie może służyć przykładem dla innych. Apostoł Paweł bardzo wyraźnie piętnuje tych, którzy nie chcą pracować i wzywa ich do zmiany stosunku do pracy. W imieniu Jezusa wręcz nakazuje im, aby podjęli pracę. Jednocześnie zobowiązuje chrześcijan do wywierania wpływu na tych „nieporządnych". Mają ich napominać, stronić od nich, aby się zawstydzili, a przede wszystkim, mają dawać im nieustannie dobry przykład swoim własnym życiem. Apostoł, w celu pobudzenia tych ludzi do pracy, użył jeszcze innego, bardzo mocnego argumentu; „Kto nie chce pracować, niechaj też nie je" (w. 10). Podkreślam; „Kto nie chce pracować. ..", słyszę bowiem czasem przekręconą wersję tej wypowiedzi, która brzmi: „Kto nie pracuje...". Myślę, że występująca w tych stwierdzeniach różnica jest czytelna dla każdego z nas. Każdy chrześcijanin powinien pracować, a jeśli czasem z przyczyn obiektywnych nie pracuje, to wszyscy wokoło, obserwując go, powinni wyraźnie dostrzegać, że ma on pozytywny stosunek do pracy i chce pracować. Gdy dzieje się inaczej, chrześcijanin traci swoje oblicze i przynosi ujmę imieniu Jezusa Chrystusa. 2. Cicha pracowitość jest dobrym świadectwem chrześcijanina przed światem. (l Tes 4. 11-12: l Ptr 2.12). Bóg powołał nas, abyśmy byli światłością świata i solą ziemi. To zadanie wymaga ciągłej troski o dobre świadectwo przed światem. Praktyka dowodzi, że szacunek i poważanie wśród ludzi nie zdobywają ci, którzy potrafią zabłysnąć i oczarować osiągając jednorazowy, wielki sukces. Tłumy wprawdzie przez krótki czas podziwiają takich ludzi, ale ma to bardziej związek z zazdrością niż szacunkiem względem nich. Prawdziwe poważanie osiąga się poprzez systematyczną, cichą i dobrą pracę, zwłaszcza, gdy jest ona społecznie pożyteczna. Tak właśnie powinna wyglądać praca chrześcijanina. Cichy żywot, pełnienie swych obowiązków, praca własnymi rękami, uczciwe postępowanie wobec niewierzących, niezależność finansowa, nienaganne i jawne życie. Oto opis godny chrześcijanina. Jeżeli ktoś robi zbyt wiele zgiełku wokół swojej pracy, jeżeli przejaskrawia jej znaczenie i wyolbrzymia rezultaty, to taki człowiek nie ma dobrego świadectwa wśród ludzi. A jeżeli jeszcze zaniedbuje swe obowiązki, bogaci się pracą rąk innych ludzi, przejawia podwójną moralność, pożycza nie zawsze oddając i ma na swym koncie szereg „tajemnic", których sam nawet nie nazwałby dobrymi uczynkami — to jest zwyczajnym cwaniakiem i jest bardzo daleki od prawdziwego chrześcijaństwa. Chrześcijanin musi stale pamiętać, że ludzie tego świata przyglądają mu się uważnie i zwłaszcza interesuje ich pytanie; z czego żyje oraz gdzie i jak pracuje. I żadne słowne argumenty nie przekonają ich do chrześcijaństwa, jeżeli znani im chrześcijanie nie mają wśród nich opinii cichych i dobrych pracowników. 3. Pracowitość sprowadza błogosławieństwo Boże. (Przyp. 10,4: 12.24: 13.4: 21.5). Bóg, który sam jest stale aktywny (Ps 121,4), i który tak właśnie objawił się w Jezusie Chrystusie (Jn 5,17) chce, aby Jego dzieci były do Niego podobne. Rozsądna pracowitość jest piękną cechą wierzących ludzi. Jest także sposobem na przeżywanie błogosławieństwa Bożego w codziennym życiu. Według Salomona wyraża się ono bardzo różnorodnie. W dostatku materialnym. W możliwości rządzenia i wpływania na przebieg wydarzeń w skali własnej rodziny, grupy przyjaciół, Zboru itd. W zaspokojonych pragnieniach i ambicjach. W całkowitej samorealizacji. W widzialnych wynikach pracy i wyraźnym sensie poniesionego trudu. Czyż wszystko to nie jest wyrazem błogosławieństwa Bożego w życiu człowieka? Ponadto, Salomon wspomina jeszcze o szacunku i pochwale ze strony ludzi, co także nie jest bez znaczenia. Wielu chrześcijan nie doświadcza takiego błogosławieństwa tylko dlatego, że nie odkryło jeszcze, iż Bogu podobają się ludzie pracowici, i że mają szczególną możliwość aby takimi się stać. Z powodu wiary w Jezusa ich praca nabrała przecież dodatkowego sensu i majak największe szansę powodzenia. Z podziwem patrzymy w stronę Zachodu, gdzie wielu naszych braci w wierze osiągnęło bardzo wysoki poziom materialny i znaczącą pozycję w społeczeństwie. Zadziwia nas dostatek widoczny w bieszczadzkich wioskach zamieszkanych przez zielonoświątkowców. Czy chcemy jednak zaakceptować tę prawdę, że nie odbyło się to na drodze jakiegoś cudu? To pracowitość! Pracowitość szczerze wierzących, prostych ludzi, która sprowadziła błogosławieństwo Boże. 4. Cel naszej pracy powinien być wolny od egoizmu (Ef 4,28). Ludzie pracy stawiają przed sobą bardzo różne cele. Najczęściej jednak dotyczą one prywatnych interesów i podniesienia swojej stopy życiowej. Człowiek, który poza własnym interesem nie dostrzega niczego na świecie jest bardzo ograniczony i dość szybko traci kontakt z otoczeniem. Staje się sknerą, który każdego, kto próbuje zbliżyć się do niego, traktuje jako zamachowca na jego fortunę. Jeżeli chrześcijanin w swojej pracy postawi sobie tak żałośnie płytkie cele, to nigdy nie będzie mógł się cieszyć społecznością innych wierzących i bardzo szybko wypadnie poza jej obręb. Zdarza się bowiem wtedy, że chrześcijanin ogranicza kontakty z innymi wierzącymi tylko dlatego, że wydają mu się one zbyt kosztowne na jego kieszeń, i że mogą oddalić przez to osiągnięcie któregoś z tych egoistycznych celów. Cel pracy jest bardzo ważny i może rzutować nawet na jej przebieg. Zaznacza się to zwłaszcza tam, gdzie ludzie pracują zespołowo, a wynagrodzenie zależy od osobistych osiągnięć. Czasem dopiero w takich sytuacjach obnażeniu ulega egoizm człowieka i to jak bardzo wszystko jest mu podporządkowane. Nie chcę powiedzieć, że powinniśmy być altruistami w każdym calu. Nie chcę tu popularyzować jakiejś filantropii. Oczywiste, że w pracy zawsze chodzi o to, aby „... własny chleb jeść i na niczyją pomoc nie być zdanym". Jest to słuszny cel pracy, ale nie może stanowić całej motywacji chrześcijańskiego pracownika. Inaczej szybko zamknąłby się w swoim własnym kręgu i przerodził w zwyczajnego egoistę. Apostoł Paweł swego czasu polecił wierzącym w Efezie, aby wśród tych, którzy unikali pracy a nawet kradli, zaczęli krzewić ideę pracy. Jej celem, według Pawła, powinna stać się możliwość udzielania pomocy potrzebującym. Jakże to piękna i dojrzała motywacja w pracy! Pracować, by okazać się pożytecznym dla innych, by pomóc bliźniemu, by wnieść promyk światła w życie sieroty, wdowy i biedaka. Pracować, by móc wesprzeć kogoś, kto nagle wszystko stracił i bez pomocy obejść się nie może. Czy jako chrześcijanie znamy już smak dawania, dzielenia się owocami swojej pracy? Pan Jezus pouczał: „Bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać" (Dz 20,35). Jeżeli dawanie, wspieranie innych znajdzie swoje stałe miejsce wśród celów naszej pracy wówczas zostaje ona oczyszczona od mroków egoizmu i nabiera promienności tak przecież potrzebnej w codziennych obowiązkach. Warto tutaj wspomnieć także o oddawaniu Panu dziesięciny ze wszystkich owoców swojej pracy. Obok konkretnego wspierania służby lokalnego zboru odnosimy w ten sposób i tę praktyczną korzyść, że na bieżąco przeciwstawiamy się i panujemy nad duchem materializmu, który tak często opanowuje serca wierzących ludzi. Ramy tego opracowania nie pozwalają nam na szczegółowe omówienie zagadnień ofiarności i oddawania dziesięciny. Radzę jednak przestudiować ten temat bardzo uważnie, bowiem od właściwego postępowania w tej dziedzinie zależy także rozwiązanie kłopotów finansowych, które tak często obciążają nas w życiu. 5. Wypoczynek jest obowiązkiem tak samo jak praca (5 Mojż 5.13-14: Mk 6.31). Chrześcijanin powinien dbać o to, aby zawsze być zdolnym do efektywnej pracy. W dużej mierze zależy to od wykorzystania czasu, który normalnie jest przeznaczony na wypoczynek. Nieraz zdarza się, że pracownicy z powodu całonocnego hołdowania swoim namiętnościom są w pracy niewyspani i bez najmniejszej ochoty do jakiejkolwiek aktywności. Zrozumiale, że rodzą się wtedy konflikty. Pretensje ma nie tylko pracodawca ale także współpracownicy. Jest nie do pomyślenia, aby źródłem takich nieporozumień i pretensji był chrześcijanin. Aby tego unikać musi on, tak samo jak pracę, poważnie potraktować czas przeznaczony na wypoczynek. Dotyczy to wystarczającej ilości snu oraz cotygodniowego, dłuższego relaksu i regeneracji sił duchowych. Taka odnowa sił duchowych nie następuje jednak podczas całoniedzielnego wylegiwania się w łóżku, czy też oglądania telewizji. Konieczny jest zwrot i koncentracja duszy na Bogu. Konieczna jest społeczność z ludem Bożym. Inaczej, pod koniec niedzieli, czujemy się bardziej ociężali niż w środku tygodnia pracy. Człowiek nie jest maszyną, która musi tylko ostygnąć i przejść okresowy przegląd techniczny. Jest istotą duchową, która do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje więzi duchowej ze Stwórcą. Potrzebuje odpoczynku w ramionach Ojca. Świadomość znaczenia odpoczynku jest ważna dlatego, że często — gdy zwiększa się nam ilość zadań — próbujemy stawić im czoła na drodze redukcji czasu przeznaczonego na wypoczynek. Niestety, rezultat jest taki, że opadamy z sił, tracimy zdolność koncentracji i przestajemy pracować wydajnie. Jedyną szansą podołania wszystkim obowiązkom jest poważne traktowanie sprawy wypoczynku fizycznego i ochrona czasu potrzebnego na społeczność z Bogiem. Marcin Luter, który spędzał codziennie przed pracą około trzy godziny na modlitwie, pewnego dnia zapisał w swoim dzienniku: „Dzisiaj mam znacznie więcej obowiązków. Modlę się więc godzinę dłużej". Postawmy sobie za punkt honoru chrześcijańskiego, aby na miejsce naszej pracy przychodzić wypoczętym, zadbanym i zrelaksowanym. Nasz pracodawca ma do tego prawo a my, jako wierzący ludzie mamy taki obowiązek zarówno przed Bogiem jak i przed ludźmi. Jest to poniżej godności chrześcijanina, aby zjawił się wśród współpracowników w kilka minut po zerwaniu się z łóżka, bez odświeżonej jamy ustnej i w ogóle nie bardzo przytomny z powodu niewyspania. Przejęcie się obowiązkiem wypoczynku będzie z pewnością wymagało ograniczenia naszego udziału w imprezach o późnej porze, nawet tych o charakterze modlitewnym, rezygnacji z oglądania późnych programów telewizyjnych itp. Pamiętajmy; nie jest to kwestia upodobania. Jeżeli wczesnym rankiem mamy pójść do pracy, to nocny wypoczynek jest takim samym obowiązkiem jak sama praca następnego dnia. Żadne przyzwyczajenia do nocnego trybu życia nie usprawiedliwiają chrześcijanina, gdy zjawia się niewypoczęty na stanowisku pracy. Jeżeli z natury jest „nocnym markiem" i nie może zasnąć do późnych godzin nocnych, to powinien raczej modlić się do Boga o zmianę rytmu swego organizmu albo zatrudnić się na nocnych zmianach w jakiejś fabryce, niż przysypiać w pracy i przynosić straty swemu pracodawcy. 6. Obowiązek szacunku i uległości względem pracodawcy (Tyt 2.9-10; Ef 6.5-8: l Ptr 2.18). Nieraz obserwowałem jak moi koledzy w pracy .kpili sobie z przełożonego i lekceważyli jego polecenia. Nagminne było okłamywanie go oraz bunt. Stało się to dla mnie szczególnie widoczne, gdy na początku lat osiemdziesiątych przez kraj przechodziła fala strajków. Forma protestów i buntu raziła moje sumienie chrześcijańskie. Pamiętam jak jakiś młody człowiek ze znaczkiem Solidarności przyszedł z ulicy i zaczął obrażać mojego kierownika, poczciwego i solidnego człowieka, i grozić mu w przypadku, gdyby nie zechciał zorganizować strajku. Wzdragałem się, bo wiedziałem, że nie było to zgodne z etyką chrześcijańską. W świetle podanych przeze mnie cytatów niewolnik, czyli starożytny pracownik, powinien być uległy względem pracodawcy i to niezależnie, czy jego pan był sympatyczny, czy też przykry w kontaktach ze sługami. Nowy Testament nigdzie nie upowszechnia idei buntu i strajku, nie zachęca do przeciwstawiania się przełożonym i pracodawcom. Wprost przeciwnie. W wielu miejscach Pisma znajdujemy pouczenie, aby liczyć się z pracodawcą, aby go miłować i poważać oraz, aby wiernie i sumiennie mu służyć. Wiem, że wielu wierzących pracowników miało poważny dylemat w burzliwym okresie protestu narodowego. Sam miałem takie dylematy. Z jednej strony wiedziałem, że strajkowanie, buntowanie się przeczy nauce Słowa Bożego, a z drugiej strony, nie chciałem być „łamistrajkiem". Byłem członkiem „Solidarności", ale zawsze po strome sumiennej pracy i spokojnej rozmowy z pracodawcą, jeżeli ludziom działa się jakaś krzywda. Niestety, moja postawa nie odpowiadała znacznej części moich kolegów. Pamiętajmy jednak, że trzymając się wzorców biblijnych, nigdy nie uzyskamy pełnej aprobaty w tym świecie. Nie jesteśmy z tego świata (Jn 15,19) i bezkompromisowe stosowanie się do wskazówek Pisma, także na płaszczyźnie pracy zawodowej, ustawi nas w pozycji przeciwstawnej do świata. Chrześcijanina, w miejscu jego pracy, nie może cechować bunt, odmawianie wykonywania poleceń przełożonych, wyrażanie im, ośmieszanie ich albo lekceważenie. Chrześcijanin jest pracownikiem pełnym szacunku dla pracodawcy. Nigdy go nie okłamuje. Nie podważa jego autorytetu. Nie buntuje innych pracowników. Jest mu poddany i uległy. Jeżeli zauważa, że w pracy dzieje się jakaś niesprawiedliwość, że sam jest pokrzywdzony, zgłasza otwarcie swoje uwagi i prośby pracodawcy. Nie szantażuje go jednak, a tym bardziej mu nie grozi. Modli się o swego przełożonego i oczekuje na Bożą interwencję. Petycje solidnych i uczciwych pracowników są zazwyczaj przyjmowane przez pracodawców bardzo życzliwie. Ten, kto jest bardzo dobrym pracownikiem i ma szczęście z takimi pracować, rzadko musi zgłaszać jakieś protesty, ponieważ pracodawcy zależy na nim i sam troszczy się o to aby go nie utracić. Przy ewentualnym konflikcie interesów zupełnie wystarcza szczera rozmowa. W związku z powyższym rodzi się pytanie: Jak wobec tego ocenić ten wielki zryw robotników polskich, który doprowadził przecież do obalenia komunizmu i otworzył wielkie szansę rozwoju ekonomicznego dla naszego narodu? Przede wszystkim pamiętajmy, że tak jak syn Boży, a później także apostołowie, nie zajmowali się naprawianiem i ulepszaniem świata pod względem politycznym, tak też my — współcześni chrześcijanie — nie jesteśmy powołani aby tym się zajmować. Ten świat rządzi się swoimi prawami i swoim systemem wartości. My zaś, z tej racji, że jesteśmy pielgrzymami i przechodniami na ziemi, troszczymy się w tym ziemskim, doczesnym wymiarze przede wszystkim o to, aby być pożytecznym i pomocnym dla naszych bliźnich, których napotykamy w codziennym życiu. Realizacja tego celu jest niezależna od systemu politycznego, zmiany władzy itp. Myślę nawet, że w trudniejszych czasach mamy tym większe możliwości sprawdzenia się jako chrześcijanie. W odpowiedzi na postawione wcześniej pytanie mogę tylko postawić następne, które sygnalizują kierunek odpowiedzi. Czy strajki i protesty, łącznie z przelewem krwi, byłyby wogóle potrzebne, gdyby w polskich fabrykach pracowali chrześcijanie zawsze stosujący w swej pracy zasady biblijne? Czy taką mielibyśmy władzę, gdyby naród był odrodzony z Ducha Świętego, miłujący Boga ponad wszystko w życiu, a bliźniego jak siebie samego? Świat, dopóki istnieje, kieruje się swoją polityką. My zaś mamy Biblię i ona obowiązuje nas w każdej dziedzinie życia. Jest normą naszego postępowania także w stosunku do pracodawcy. Musimy się jej trzymać nawet wtedy, gdy to chrześcijańskie stanowisko drastycznie różni się od stanowiska związków zawodowych i naszych kolegów z pracy. do góry 7. Dedykowanie pracy Bogu i wykonywanie jej ze względu na Niego (Koi 3. 22-25). "To co omówiliśmy do tej pory nie jest wprawdzie łatwe w praktyce ale możliwe, wszakże pod jednym warunkiem; — że każdego dnia będziemy naszą pracę dedykować Bogu. Przecież nikt z nas nie należy do samego siebie (Rz 14, 7-8). Należymy do Pana. On nas wykupił za cenę swojej krwi. Dał nam nowe życie, nowy system wartości. Pozostawił nas tymczasowo na tym świecie wyznaczając nam określone zadania. Kiedy więc pracujemy, to — niezależnie od tego czy jesteśmy rolnikami, hutnikami, handlowcami, urzędnikami czy artystami — jesteśmy w Jego służbie. On też określa warunki naszej pracy. I skoro zdarza się nam, że musimy w jakimś okresie włożyć w pracę więcej wysiłku niż zazwyczaj — to robimy to dla Pana. Jeżeli szef zlecił nam wykonanie jakiego, w naszym odczuciu, mało sensownego zadania — to ze względu na Jezusa wykonujemy je, bo On nakazał nam uległość wobec przełożonych. Nawet. jeżeli ponosimy jakąś szkodę, to także uznajemy ją, że jest ze względu na Pana, jeżeli oczywiście nie jest ona rezultatem naszej głupoty i błędu. Wszystko co czynimy i co musimy czynić w miejscu naszej pracy, z duszy czyńmy jak dla Pana. Przecież tak naprawdę, to Chrystusowi Panu służymy i to w każdej minucie naszego życia. Pamiętam budujące świadectwo pewnego młodzieńca, którego przełożony chciał zgnębić ciężkimi i bezsensownymi zadaniami. Gdy pewny już prawie swego tryumfu nadszedł, aby „paść oczy" rozpaczą tego chłopaka, usłyszał: „Mogę wykonać dużo więcej i mogę robić to codziennie, bo ani przez chwilę nie robiłem tego dla pana. Robię to ze względu na mojego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa". Przyznaję, że zaimponował mi ten młody chrześcijanin. Nie dał się złamać, nie zaczął się buntować i dzięki temu odniósł prawdziwe zwycięstwo w doświadczeniu. Tak. Jest to prawda sprawdzona w praktyce, że kiedy wszystko co robimy, z głębi duszy czynimy jak dla Pana — to dodajemy blasku i skrzydeł najcięższej i najtrudniejszej nawet pracy. Pamiętajmy tę radę każdego dnia, a nasza praca stanie się dla nas bardziej znośna i łatwiejsza do wykonania. III. Praca w życiu bohaterów biblijnych Wgłębiając się w treść Pisma Świętego zauważamy, że bardzo często porusza ono zagadnienia związane z jakąś pracą. Wymienia różne zawody, opisuje pracę rolnika, garncarza, złotnika, pasterza, ogrodnika, kupca itp. Pracą różnych ludzi Bóg ilustrował dość często swoje poselstwo, które posyłał do ludu przez proroków. Także Pan Jezus w swoim nauczaniu przywołał znane obrazy z dziedziny pracy. Znamy Jego przypowieści w których posługuje się obrazem wypasu owiec, siewu ziarna, wypieku chleba, budowy domu, zakładania winnicy, łowienia ryb itp. Praca jest więc jakimś wdzięcznym i szlachetnym tematem, do którego Syn Boży często odwoływał się zwiastując Królestwo Boże. Jest taką dziedziną ludzkiego życia, o której z całą pewnością można powiedzieć, że ma związek z duchowym życiem człowieka i jakość tego wewnętrznego życia wyraża. Jezus nie ilustrowałby przecież swojej nauki obrazami niegodnymi uwagi i naśladowania. Mądrość, umiejętność, wytrwałość, wierność i gorliwość w pracy jawią się w słowach Pana jako ideały, na których powinniśmy się wzorować. Oto kilka spostrzeżeń wynikających z życiorysów postaci biblijnych. 1. Do szczególnych zadań Bóg powoływał ludzi pracy. Przeglądając listę mężów i niewiast Bożych, którymi Bóg szczególnie się posłużył w realizacji swego planu zbawienia odkrywamy, że zanim nastąpiło ich powołanie, byli wcześniej zaangażowani w jakąś pracę. Mojżesz od młodości prowadził zdyscyplinowany tryb życia zgłębiając wiedzę mędrców egipskich, aby osiągnąć wykształcenie godne syna siostry faraona. Zanim Bóg posłał go z misją wyprowadzenia Izraelitów z niewoli, wcześniej pasł jeszcze przez wiele lat trzody swego teścia Jetry w ziemi Midianitów. Gedeon, zanim stał się bohaterem narodowym, zanim Bóg powołał go by był sędzią narodu izraelskiego, pracował jako zwyczajny rolnik. W momencie powołania młócił pszenicę (Sdz 6,11). Dawid, wielki król Izraela, zanim został powołany i namaszczony na króla przez proroka Samuela, zajmował się wypasem owiec. Nawet w dniu powołania był przy swoim zajęciu i trzeba go było sprowadzać z pastwiska (l Sm. 16, 10-13). Pasterzem był także prorok Amos. Wiemy, że uprawiał także drzewa figowe, nim dotarło do niego poselstwo od Pana i został powołany na proroka (Am 7,14). Pan Jezus, zanim rozpoczął publiczną działalność, był znanym cieślą (Mk 6,3). Prawdopodobnie przez wiele lat pracował w tym zawodzie kontynuując rodzinną tradycję rzemieślniczą Józefa. Również uczniowie Jezusa, zanim Pan ich wezwał, by poszli za Nim, byli ludźmi aktywnymi zawodowo. Wiemy, że Piotra, Jakuba i Jana to Boże powołanie zastało przy łowieniu ryb, a Mateusza podczas zajęć w punkcie celnym. Łukasz, nim przeżył powołanie i wyruszył z apostołem Pawłem w podróże misyjne, był praktykującym lekarzem. Myślę, że przytoczone przykłady dość wyraźnie wskazują na to, że Bóg posługuje się ludźmi pracy. Pełnienie w życiu najbardziej nawet prozaicznych obowiązków, nie tylko nie oddziela od powołania Bożego, ale często jest nawet jakimś wstępnym, naturalnym testem sługi Pańskiego. Warto w tym miejscu zrobić następującą uwagę. Bywa, że do Boga nawraca się człowiek, który nigdy, na dłuższą metę, w swoim życiu nie potrafił zająć się sumienną i systematyczną pracą. W tej sytuacji, jako jeden z pierwszych owoców jego nowego życia, powinno pojawić się zaangażowanie i sprawdzenie w pracy zawodowej. Przestrzegam przed powierzeniem takiemu człowiekowi poważniejszych funkcji w służbie duchowej, zanim przejdzie ten podstawowy, kilkuletni test wiary. do góry 2. Wielkie powołanie i małe zajęcia. Z lektury Słowa Bożego wcale nie wynika, że każdy, do kogo docierało Boże powołanie, porzucał swoją dotychczasową pracę i całkowicie oddawał się nowej misji prowadząc wędrowny tryb życia. W Nowym Testamencie spotykamy sporo chrześcijan, którzy po nawróceniu nadal pracowali zawodowo. Akwila i Pryscylla wytwarzali namioty. Lidia była sprzedawczynią purpury. Tabita szyła suknie. Szymon był garbarzem. Na szczególną uwagę zasługuje apostoł Paweł. Przed nawróceniem był faryzeuszem i dobrze wykształconym znawcą Zakonu. Jego mistrzem był Rabbi Gamaliel, a to stwarzało mu szansę zrobienia kariery w Izraelu. Właśnie w trakcie rozwoju tej kariery na drodze Pawła stanął Chrystus i powołał go na swego apostoła. Było to bardzo interesujące apostolstwo, a w tym miejscu zwróćmy uwagę jedynie na podejście Pawła do pracy. Wiemy, że od niej nie stronił. Starał się sam zapracować na swoje utrzymanie i robił to, gdy było to możliwe. Nie znaczy to, że Apostoł nie przyjmował wsparcia materialnego od tych, którym usługiwał dobrami duchowymi. Nigdzie też nie stwierdził, że byłoby lepiej, gdyby zawsze zarabiał na siebie pracą fizyczną. Jednakże, na przykład, w przypadku zboru w Koryncie, z jakiegoś powodu, nie korzystał z ich dóbr materialnych, zasilając się w innych zborach i pracując na swoje utrzymanie (l Kor 9,6-15; 2 Kor 11,7-12). To mit, że Paweł zawsze i wszędzie zarabiał na siebie wytwarzając namioty. Nie jest jednak mitem jego pasja do pracy. Oto gdzieś w młodości wyuczył się zawodu wytwórcy namiotów. Gdy później w Koryncie, już jako apostoł Jezusa, spotkał Akwilę i Pryscyllę, którzy prowadzili zakład rzemieślniczy o takim właśnie profilu, zamieszkał u nich i włączył się w ich pracę zarabiając na swoje utrzymanie. Oczywiście, nie zaniechał zwiastowania Ewangelii. Jednakże dopiero później całkowicie oddał się Słowu (Dz 18, 1-5). Mógłby, rzecz jasna, nie pracować w Koryncie wcale. Miał przecież do tego prawo, jak sam to podkreśla pisząc list do Koryntian. Ale był człowiekiem akcji. Gdy w pełnieniu swego powołania miał jakąś rezerwę czasową, nie stronił od pracy. Nie bał się splamić swego apostolstwa tak zwyczajnym zajęciem jak szycie namiotów. Można się domyślać, że św. Paweł znajdował w pracy jakąś przyjemność. „Popracować fizycznie z braćmi w Chrystusie". „Zbliżyć się w ten sposób do nich jeszcze bardziej i lepiej ich zrozumieć". „Zapracować własnymi rękami trochę pieniędzy na swoje potrzeby". Wydaje mi się, że rozumiem to Pawłowe podejście do pracy, a na pewno całym sercem je popieram. Bardzo do mnie przemawia przykład tych braci, pastorów, którzy nie mają do pracy „lewych rąk", którzy potrafią — gdy trzeba — zakasać rękawy i stanąć w jednej linii z ciężko pracującym bratem rolnikiem, murarzem, hodowcą... Jaki przykład czerpiemy z postawy apostoła Pawła? Mamy w nim obraz chrześcijanina gotowego do wszelkiego dobrego dzieła. Chrześcijanina, który jest pełen zapału, aby włączyć się w każdą pracę, która może okazać się pożyteczna dla innych, a nie koliduje z jego powołaniem. Tę aktywność widać u niego nawet wtedy, gdy jako więzień, pod eskortą, odbywa podróż do Rzymu. Kiedy statek, którym płynie, rozbija się u wybrzeża Malty Paweł wszystkim dodaje otuchy i nawet pracuje przy ognisku, aby wszyscy mogli się ogrzać (Dz 28,1-3). Zaraz potem zajmuje się chorującym na czerwonkę ojcem naczelnika wyspy. Święty Paweł jest po prostu przykładem takiego chrześcijanina, który zawsze jest chętny do pracy i nigdy nie daje odczuć zwyczajnym ludziom, że on jest przeznaczony do „wyższych celów". Przykład Pawła poucza, że nawet po otrzymaniu od Boga wielkiego powołania, można jeszcze nie raz solidnie popracować fizycznie, nie tylko nie hańbiąc się w ten sposób, ale nawet podnosząc swój prestiż i zjednując sobie przychylność ludzi. Mam nadzieję, że stanie się to przyczynkiem do przemyślenia naszej własnej postawy w tej dziedzinie. 3. Umiejętność współpracy. Pan Jezus uczył swoich uczniów działania w zespole. Powołał ich dwunastu, aby towarzysząc Mu przez trzy lata, nabyli umiejętności współpracy. Zanim to osiągnęli spierali się, kto jest wśród nich najważniejszy, próbowali się prześcignąć w składaniu deklaracji wierności wobec Nauczyciela, starali się gdzieś na boku załatwić sobie u Pana lepsze preferencje na przyszłość itp. To wszystko świadczy, że z natury nie byli łatwi we współpracy. Jedyne, co zrobili mniej więcej na tym samym poziomie — to opuszczenie Mistrza w krytycznej sytuacji. Jednak nauka nie poszła w las. Po zmartwychwstaniu Pan Jezus podniósł ich duchowo, wypełnił wiarą, a zesłany Duch Święty dał im odwagę i zdolność skutecznej służby. Od tego czasu pracowali zespołowo. Miłując się ufali sobie, wspierali się, uzupełniali w służbie i budowali wzajemny autorytet. Stanowili fantastyczny zespół ludzi, który wywarł wpływ na bieg historii. Zdolność współpracy jest wielką sztuką. Każdy chrześcijanin powinien jej pragnąć i nabywać niezależnie od określonych niepowodzeń. Większość chrześcijan miewa w tej dziedzinie trudności. Nawet apostoł Paweł je miał, bo nie udała się jego współpraca z Barnabą i Markiem. Niemniej jednak nie zaniechał służby we współpracy z innymi. Miał później wielu wspaniałych współpracowników. Myślę, że wielu z nas popełnia błąd polegający na zbyt szybkim wycofaniu się ze współdziałania z ludźmi, którzy nie są do nas podobni i nastręczają nam trochę kłopotów. Jeżeli obydwie strony jasno rozumieją zasadniczy cel służby i życia chrześcijanina — to po jakimś okresie trudności i ścierania się osobowości, następuje — dzięki wpływom Ducha Świętego — zgodne i efektywne współdziałanie wierzących. Zanim więc wycofamy się ze wspólnego działania z bratem w Chrystusie pomyślmy, czy nie robimy tego zbyt pochopnie, czy przetrzymaliśmy wystarczająco dużo czasu, aby zgodna współpraca mogła się wykształtować. W każdym razie nie wolno nam zamykać się w sobie, odcinać od ludzi i tracić nadziei na współpracę tylko dlatego, że kontakt z jakąś osobą okazał się trudny, a współpraca z nim nam się nie udała. Raczej za każdym razem powinniśmy zrewidować własne postawy, bo wina leży najczęściej po obu stronach, i nawiązywać współpracę z ludźmi, którzy mają podobne do naszych cele życiowe i przekonania. Umiejętność współpracy jest dziś bardziej konieczna niż kiedykolwiek przedtem. Jest bardzo ważna w służbie duchowej sług Pańskich. Jest także ważna w każdym zawodzie, w każdej profesji. Dzieje się źle, gdy psujemy chrześcijańskie świadectwo tylko dlatego, że nie chcemy nagiąć własnej woli, a często i dumy, aby działać zespołowo dla chwały imienia Jezusa Chrystusa. A przecież dopiero we współpracy z innymi okazuje się naprawdę jakimi jesteśmy sługami Bożymi, pracownikami, urzędnikami i — w ogóle — jakiej jakości jest nasze chrześcijaństwo. Jeżeli zależy nam na wykształtowaniu w nas obrazu Chrystusa, to nie wolno nam uciekać od współpracy z innymi ludźmi ponieważ wtedy pozostaniemy nie przemienni przez całe lata. Będziemy w ten sposób ochraniać starą naturę i szereg odruchów dawnego charakteru przed zbawiennym działaniem innych ludzi, poprzez których Pan, nie tylko pozwala nam dostrzec własne błędy, ale także powoli nas od tych błędów oczyszcza.  IV. NADUŻYWANIE WSPÓLNOTY WIARY NA POLU ZAWODOWYM Coraz częściej zdarza się nam, że mamy przyjemność pracować z ludźmi ewangelicznie wierzącymi. Łączy nas wspólnota wiary, a czasem nawet wyznanie. Bywa, że nasz pracodawca jest wierzący, albo sami prowadzimy jakiś interes i zatrudniamy braci i siostry w Panu. Coraz częściej także spotykamy wierzących korzystając z usług różnych zakładów i firm usługowych. Bywa, że sami takie usługi świadczymy i wtedy inni wierzący są naszymi klientami. Cóż za przyjemność w tym świecie biznesu i drobnych, małych interesów zawodowych spotkać chrześcijanina, brata w Chrystusie, i z nim właśnie pracować, dokonywać transakcji i — w ogóle — prowadzić interesy. Pisząc te słowa wiem, że prowokuję, że ożywiam jakieś wspomnienia, a może nawet wzbudzam w kimś gwałtowny sprzeciw. Uczciwie trzeba bowiem przyznać, że nie wszyscy mają przyjemne doświadczenia w kontaktach zawodowych z ludźmi, którzy chcą być traktowani jako świadomie wierzący w Boga, a nawet chodzą do tego samego zboru. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego pewien wierzący pracodawca wyznał mi kiedyś, że w swoim zakładzie woli zatrudniać ludzi niewierzących? Jak mogło się coś takiego zdarzyć, że współpraca z wierzącymi okazała się dla niego mało przyjemna? Nie mamy większych wątpliwości jak należy postępować z ludźmi, którzy jeszcze do Pana nie należą. Pamiętamy, że powinniśmy być wobec nich zawsze uczciwi, terminowi, solidni, życzliwi itp. Staramy się takimi być, ponieważ wymaga tego nie tylko dobre imię chrześcijańskie, ale nawet zwyczajna, ludzka kultura. Poza tym obowiązują nas w tych kontaktach zawodowych różne przepisy i regulaminy i jest to zupełnie oczywiste, że powinniśmy się do nich stosować. Komplikacje zaczynają się z chwilą zetknięcia z osobą wierzącą. Oto nagle, nie bardzo wiadomo dlaczego, pojawia się w nas myśl, że jakoś powinniśmy skorzystać z tego faktu, iż mamy do czynienia z bratem lub siostrą w Chrystusie. Zaczynamy mieć oczekiwania, na które nigdy nie zdobylibyśmy się w stosunku do osoby niewierzącej. Zaniedbujemy pracę, bo rozmawialiśmy z kimś o Bogu. Lekceważymy dotrzymanie umówionego terminu, bo brat w Jezusie przecież zrozumie i wybaczy. Spodziewamy się najwyższej pensji, bo należymy do tego samego zboru. Prosimy często o zwolnienie z pracy, bo mamy coś do zrobienia w zborze i myślimy przy tym, że ten brat, pracodawca, nie może nam odmówić bo jest wierzący i powinien nawet cieszyć się tym naszym zaangażowaniem zborowym. Także z drugiej strony mogą pojawić się nadużycia. Nie wypłacając terminowo wynagrodzenia osobie wierzącej, nie obawiamy się prawnych konsekwencji. Nie dajemy należnej podwyżki pensji, bo jesteśmy przekonani, że chrześcijanin nie będzie się buntował, itp. Jeszcze dziwniejsze rzeczy dzieją się w sferze wzajemnego świadczenia usług przez osoby wierzące. Normalnie jest jasne, że za usługę trzeba zapłacić. Kiedy zaś usługę świadczy brat w Chrystusie, to nagle chcielibyśmy zostać potraktowani ulgowo. Wprawdzie niektórzy zadają pytanie: „Kochany bracie, czy mam coś płacić?", ale właśnie takie postawienie sprawy jest zwykłym zamachem na interes zawodowy świadczącego usługę. Cóż ma odpowiedzieć ten brat, jeżeli nie chce, aby później opowiadano o nim, że jest sknerą i brak mu miłości chrześcijańskiej. Pamiętam jak swego czasu, po usłudze w jednym ze zborów, pewien brat podzielił się ze mną problemem, który stawał się dla niego coraz bardziej poważny. Otóż będąc właścicielem samochodu dostawczego, był często proszony przez ludzi ze zboru o przewiezienie mebli i innych przedmiotów. W zamian za usługę najczęściej słyszał — „serdecznie dziękuję", a nie miał odwagi przypominać tej oczywistej prawdy, że do tego samochodu trzeba kupować benzynę. Każdy wie, że za usługę taksówki bagażowej trzeba zapłacić. Dlaczego więc niektórzy nagminnie nadużywali życzliwości tego brata i narażali go na straty? Nie chcę w tym miejscu powiedzieć, że wśród wierzących powinna zaniknąć miła tradycja wspierania się nawzajem, robienia sobie prezentów i bezinteresownego świadczenia usług. Jest to bardzo dobry zwyczaj i dobre świadectwo wzajemnej miłości dzieci Bożych. Jednakże takie prezenty, darmowe usługi, ulgowe potraktowanie w pracy, odłożenie terminu spłaty długu itp., nie mogą być „wymuszane" faktem wspólnoty wiary. Ten, kto może i chce zrobić prezent swemu bratu w Chrystusie, ma prawo aby to czynić w całkowitej wolności. Nigdy nie ulega zmianie fakt, że zadaniem chrześcijanina jest dążenie do każdorazowego wywiązania się ze swoich obowiązków i zapłacenia swojego rachunku. Jeżeli czasem brat w Chrystusie zwolni nas z jakiegoś obowiązku wobec niego, to niech nigdy nie poprzedza tego nasze wyczekiwanie na taki obrót sprawy. Najwyższy czas, aby zacząć traktować współbraci tak samo, jak innych ludzi interesu i nie wiązać przez to niczyjego sumienia. Tylko wtedy spotkanie na polu zawodowym osoby wierzącej będzie dla nas przyjemnością, gdy — z jednej strony — nie będziemy się obawiać strat w naszym interesie, a — z drugiej strony — nie będzie w nas tego dziwnego wyczekiwania na ulgowe potraktowanie. Apostoł Paweł w l Liście do Tymoteusza (6,1-5) poucza, że zetknięcie się z osobą wierzącą na polu zawodowym powinno nas pobudzać do większej jeszcze troski o jak najlepsze wywiązanie się ze swoich powinności wobec niej. Dlaczego? Ponieważ adresatem naszej sumienności i skrupulatności w takim przypadku jest nasz brat w Chrystusie, czyli ktoś, za kogo Pan przelał swoją krew i uczynił go swoim domownikiem. Taka osoba zasługuje na najwyższą uwagę i obowiązkowość z naszej strony. Marzę o tym, aby coraz mniej było rozczarowań wśród wierzących w trakcie ich wzajemnych kontaktów. Nie chciałbym nigdy słyszeć od pastora prowadzącego budowę kaplicy, że woli zatrudniać niewierzących robotników, bo ci zawsze pamiętają po co przyszli na tę budowę. Marzę o tym, aby wierzący ludzie prowadzili wspólne interesy, kooperowali ze sobą, wzajemnie świadczyli sobie różne usługi. Mamy przecież, jak nikt inny na świecie, podstawowe gwarancje dobrego interesu tzn. wynikającą z wiary w Chrystusa, prawdomówność, sumienność, zaufanie itp. Na polu zawodowym jest to często kapitał dużo ważniejszy od samych pieniędzy. Powinniśmy tylko nauczyć się dobrze korzystać z tego kapitału nie nadużywając faktu wspólnoty wiary i wyznania. do góry Ważne dla chrześcijańskich pracodawców! Chrześcijanin, którego wg starożytnej terminologii nazywano panem, a dzisiaj zwie się szefem, prezesem, właścicielem bądź — po prostu — pracodawcą, ma w tym rozhuśtanym świecie pracy i biznesu rolę szczególną. Musi odznaczać się bowiem nie tylko zdolnością prowadzenia interesu i stawiania na codzień czoła silnej konkurencji przy zachowaniu czystego sumienia. Musi także posiadać umiejętność kierowania ludźmi to w taki sposób, aby nigdy nie przynieść ujmy imieniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Szef, który jest dzieckiem Bożym nie może sobie pozwolić na to, aby dać się ponieść emocjom, aby rozmawiać ze swoimi pracownikami będąc zdenerwowanym. Nawet jeżeli innym pracodawcom uchodzi, gdy wyrzucają pracownika za drzwi, obrażają go lub lekceważą — to chrześcijanin, jeśli zatrudnia ludzi, musi ich szanować i nie może ich ranić. Tego właśnie naucza pracodawców Apostoł Paweł w Ef 6,9 i w Koi 4,1. Uczeń Pana, będąc przełożonym w pracy musi koniecznie zadbać o to, aby mieć opinię człowieka miłego w kontaktach z ludźmi, życzliwego, cierpliwego i pogodnego. Szef zgryźliwy, konfliktowy i drobiazgowy przynosi ujmę imieniu Jezusa. Pracownicy, wiedząc kim jest ich pracodawca, tracą wszelkie zainteresowanie drogą Pańską gdyż zawsze im będzie kojarzyć się ona z osobą ich szefa. Jeżeli więc zdecydowaliśmy się, jako chrześcijanie, zatrudniać ludzi, to koniecznie musimy dopasować się do modelu biblijnego, aby być ozdobą Ewangelii naszego Pana, a przynajmniej , aby imię Boga nie było lżone z naszego powodu. Pamiętajmy, że jako wierzący pracodawcy mamy względem naszych pracowników bardzo ważną rolę do spełnienia i pewnego dnia Najwyższy rozliczy wszystkich szefów z tego jak obchodzili się ze swoimi ludźmi.  V. Jak utrzymać się na rynku pracy Od pewnego czasu na polskim rynku pracy pojawiło się niepokojące zjawisko bezrobocia. Koszty utrzymania stale rosną a ilość stanowisk pracy ulega redukcji. Już ponad dwa miliony polskich robotników posiada status bezrobotnego i żyje z zasiłku. Wielu obawia się utraty pracy w najbliższym czasie. W związku z tym rodzi się pytanie: Co robić aby pracy nie stracić? Jak utrzymać się na rynku pracy pomimo tak wielkich redukcji? Swoją pozycję na rynku pracy niektórzy próbują ratować korzystając ze znajomości i różnych układów międzyludzkich. Znakomita większość liczy na ochronę związków zawodowych. Ale chrześcijanie zwracają się przede wszystkim do Boga i liczą na jego pomoc. „Oczy moje wznoszę ku górom: skąd nadejdzie mi pomoc?" — pyta psalmista. I ma odpowiedź — „Pomoc moja jest od Pana, który uczynił niebo i ziemię" (Ps 121). Bóg nigdy nie odwraca się od tego, kto do Niego przychodzi, a więc także w obliczu grożących redukcji na rynku pracy, wierzący znajduje pomoc ze strony Pana. Modląc się w tej sprawie do Boga rozmyślamy także jak Jego pomoc nadejdzie i w jaki sposób Bóg nas zachowa? Wyobraźnia podpowiada nam nieraz różne, cudowne sposoby. Jakże byłoby wspaniale, gdyby — na przykład — naszemu dyrektorowi ukazał się anioł Pański i zakazał mu zwalniania nas z pracy. Dyrektorzy stali się teraz tacy religijni, że i nasz pewnie podporządkowałby się takiemu nakazowi. Jednak nikomu nie radzę liczyć na takie cuda. Jako chrześcijanie przestańmy marzyć i uczciwie zajrzyjmy do Biblii. Znajdujemy w niej bardzo praktyczne i całkowicie skuteczne wskazówki w interesującym nas temacie. Nie ma w nich jednak mowy o magicznej protekcji. Jest to po prostu zbiór konkretnych rad, które zastosowane w pracy zawodowej, okazują się zbawienne w tym sensie, że podnoszą naszą wartość jako pracowników i tak umacniają naszą pozycję na rynku pracy. * Po pierwsze, Biblia radzi, aby być chętnym do pracy. „W pracy nie leniwi..." — poucza List do Rzymian (12,11; wg Biblii Gdańskiej). Zapał do pracy zawsze zostanie zauważony i doceniony przez pracodawcę. Może nie od razu i nie w postaci wyższej pensji, ale w czasie redukcji właśnie ten zapał może zadecydować o naszym losie. Musimy jednak, w środowisku zawodowym, być znani z tego, że nie ociągamy się w pracy i ochotnie robimy wszystko, co tylko potrzeba wykonać. Zapał do pracy nigdy nie pozwoli ograniczyć się do wykonania tylko tego, co konieczne. Nie pozwoli pracować na czas, ani też unikać nowych zadań. Jeżeli chrześcijanin w miejscu pracy zasłynie ze swojej żarliwości do pracy — to nie musi obawiać się, że straci swoją posadę. Redukcja obejmie tych, którzy są gnuśni, opieszali i którym każde nowe zadanie trzeba ciągle i specjalnie wskazywać. * Po drugie, Słowo Boże poucza, że musimy troszczyć się o najwyższą jakość naszej pracy. Starożytni pracownicy są zachęcam, aby przez jakość swojej pracy byli „...ozdobą nauki Zbawiciela..." (Ty t 2,10). Praca chrześcijanina musi odznaczać się całkowitą uczciwością, fachowością, terminowością i szczerym zaangażowaniem. Musimy pamiętać, że jest to miejsce pracy, a nie rozrywki, wypoczynku, ani nawet czytania Biblii. Minęły czasy gdy można było mawiać: „gdzież człowiek wypocznie, jeśli nie w pracy". Każda wolna chwila w pracy powinna być przez nas wykorzystana na coś, co ma związek z naszą pracą. Może to być podnoszenie swoich kwalifikacji przez zgłębianie fachowej lektury. Uporządkowanie stanowiska pracy czy też ulepszenie jej organizacji. Nigdy nie powinniśmy, choćby myślami, uciekać z miejsca pracy i błądzić gdzieś po mieście. Jeżeli pracodawca zauważy, że zdarza się to nam często — to przy pierwszej okazji „wypuści" nas z tej pracy zupełnie. Naszą ambicją powinno także stać się robienie wszystkiego najlepiej jak tylko potrafimy. Takie normy obowiązują chrześcijanina i po tym właśnie ma on być w pracy rozpoznawany. Słyszałem kiedyś o sprzątaczce, która nawróciła się do Boga. Po pewnym czasie dyrektor zagadnął ją i poprosił, aby powiedziała mu, co wydarzyło się w jej życiu. Zauważył bowiem wyraźną różnicę w jakości jej pracy. Wcześniej sprzątała w ten sposób, że śmieci wmiatała do kątów. Po nawróceniu zaczęła je wymiatać. To bardzo ważne, aby w środowisku zawodowym nie powstała opinia, że wyznawca Chrystusa jest kiepskim pracownikiem. Musimy się tym przejąć. A kiedy zyskamy sobie opinię człowieka dobrej roboty nie musimy już drżeć, że niespodziewanie tę pracę stracimy. * I po trzecie, zgodnie z poczuciem Pisma, musimy szanować naszych pracodawców i okazywać im uległość (Ef 6, 5-8). Chodzi tu o należny respekt przed nimi, poszanowanie ich stanowiska i uległość wobec ich poleceń. Zgubne jest dla wierzącego człowieka przeciwstawianie się i bunt wobec pracodawcy (Tyt 2,9). Gdy nasz szef zauważy, że go szanujemy i podporządkowujemy się zawsze jego poleceniom — to z całą pewnością będzie starał się utrzymać takiego pracownika przy sobie. Nie mam tutaj na uwadze jakiegoś „lizusostwa" tylko nakazaną przez Słowo Boże uległość i szacunek dla pracodawcy. Te trzy podstawowe rady okazują się w praktyce bardzo zbawienne. Gdy je poważnie stosujemy na rynku pracy, to nasza pozycja staje się niezwykle silna. Inni są zwalniani, a my pozostajemy bezpieczni. A jeśli nawet tak się dzieje, że cała nasza fabryka ulega rozwiązaniu, to opinia dobrego pracownika idzie za nami pozostając w pamięci ludzi, którzy nas znali. W praktyce oznacza to, że wkrótce po upadłości naszej firmy, a czasem jeszcze przed, otrzymujemy propozycję nowej pracy i nigdy nie pozostajemy w sytuacji bez wyjścia. W taki oto sposób nadchodzi najczęściej pomoc od Pana. Najpierw wyraźne światło jak postępować, konkretne wskazania Pisma, jakim być pracownikiem. Następnie pragnienie od Ducha Świętego, by te rady biblijne wiernie praktykować. I wreszcie wiara, wewnętrzne przekonanie, że Bóg ujmie się i pobłogosławi tego, kto jest posłuszny Jego Słowu. I tak naprawdę się dzieje. Leniwi, niedbalcy i buntownicy wypadają z gry, tracą miejsce pracy, a chrześcijanin pozostaje, ciesząc się opinią dobrego pracownika. Wyjątek stanowić tu może sytuacja, gdy wierzący człowiek jest prześladowany w środowisku zawodowym z powodu odmienności swoich przekonań religijnych. Jednakże na osobach cierpiących ze względu na Chrystusa spoczywa szczególne błogosławieństwo Boże i ewentualna utrata pracy z tego powodu jest zazwyczaj bardziej zyskiem niż stratą.  VI. Grzech przepracowania Wspominaliśmy już o lenistwie. Takie fragmenty Biblii jak Przyp. 6,6-11; wskazują wyraźnie, że jest ono grzechem i jednoznacznie je piętnują. Nie wytrzymuje krytyki biblijnej jakiekolwiek uchylanie się od pracy. Przynosi to ujmę chrześcijaństwu, gdy nowo nawróceni, zwłaszcza młodzi ludzie, nie pracują zawodowo, a próbują to uzasadniać tym, że nie zależy im na sprawach materialnych, że żyją z wiary i że muszą mieć czas na głoszenie ewangelii. Tacy „misjonarze" coraz częściej stają pod bramami posesji kościelnych, przynosząc z sobą jedynie „wiarę" w to, że najedzą się, wyśpią i dostaną jeszcze trochę pieniędzy na drogę. W ogóle, to spotykamy sporo ludzi spaczonych na umyśle, sądzących, że zaangażowanie w głoszenie Ewangelii, to łatwy i pewny zysk (I Tym 6,5;). Jeden z naszych pastorów opowiadał jak podczas wizyty duszpasterskiej spotkał się z bardzo jaskrawym przykładem takiego myślenia. W jego obecności, matka — całkiem poważnie — pouczała syna, że jeżeli chce mieć dużo pieniędzy, to powinien zostać księdzem. Gdyby zaś do tego chciał ożenić się jeszcze, — to najlepiej gdyby został pastorem. Oczywiście, takie myślenie znajduje czasem uzasadnienie w pojedynczych przypadkach, gdy jakiś tam człowiek głosi Ewangelię dla pieniędzy, albo też próbuje ukryć w ten sposób swoje lenistwo. Jednakże wcześniej, czy później, wychodzi to na jaw niosąc ze sobą dyskwalifikację. Lenistwo jest bardzo poważnym grzechem tym większym, gdy próbuje się usprawiedliwiać je powołaniem chrześcijańskim. Ale wierzący ludzie popadają także w drugą skrajność i często się przepracowują. A praca ponad miarę nie jest wcale mniej niebezpieczna od lenistwa. Przesadna pracowitość także bowiem niszczy społeczność z Bogiem i psuje dobre świadectwo przed światem. Zbyt duża koncentracja na pracy drastycznie zmniejsza nasz rozwój duchowy i oddziela od społeczności wierzących. Wkrótce stajemy się głusi na głos Boży. Jesteśmy zbyt zapracowani, by móc wsłuchać się w to, co Duch mówi do zborów. Dobrze ilustruje to sytuacja narodu izraelskiego w Egipcie. Wiemy, że praca zdominowała tam ich życie. Nie głodowali, ale musieli niewolniczo harować. Było im bardzo ciężko i wzdychali do Boga. Pragnęli żyć normalnie, a nie tylko mieć ciągle przed oczami pracę i pracę. W Księdze Wyjścia czytamy, że Bóg postanowił ich z tego wyzwolić. Rozpoczął od posłania im wspaniałego poselstwa, które zapowiadało odmianę ich losu. Jednakże Izraelici nie byli w stanie usłyszeć tego Słowa całym ich sercem. Mojżesz zwiastował, lecz oni nie słuchali. Dlaczego? „... z powodu upadku ducha i ciężkiej pracy" — czytamy w 2 Księdze Mojżeszowej 6,9. Czy jest dla nas jasne, dlaczego później Bóg nakazał Żydom, aby co siódmy dzień całkowicie powstrzymali się od pracy? Po to, by mogli usłyszeć głos Boży. Aby mogli skoncentrować się na duchowej stronie życia i aby' ich dusza została nakarmiona duchową strawą. Przepracowanie strasznie to utrudnia i jest tak samo grzechem jak lenistwo. Bóg lubi ludzi pracowitych i błogosławi ich życie. Muszą oni jednak stale pamiętać, że praca nie jest ich bogiem, że mają Boga na niebiosach, który chce mieć z nimi społeczność. Koniecznie powinni poświęcić Mu czas, nawet jeśli mają przed sobą dużo zadań do wykonania. Jest to szczególnie ważne dla tych braci i sióstr, którzy nawet sobotni wieczór i dużą część nocy przeznaczają na pracę, a w niedzielę są już zbyt zmęczeni, by uważnie słuchać tego, co mówi Bóg do zboru. Podsumowując; bądźmy pracowici, ale strzeżmy się grzechu przepracowania, bo nie jest on wcale mniej niszczący od grzechu lenistwa. Zakończenie i bibliografia Zakończenie Zagadnienie pracy jest na tyle ważne, że zostało bardzo szeroko potraktowane na kartach Pisma Świętego. Powyższe opracowanie nie zdążało do wyczerpania tematu. Bardziej chodziło w nim o to, aby uwagę wierzących ludzi, członków ewangelicznych zborów, bardziej skierować na praktyczną stronę życia chrześcijańskiego. Stoimy bowiem na stanowisku, że o jakości naszej wiary, o naszym poziomie duchowym nie świadczy to jak ładnie potrafimy się modlić, ile mamy darów duchowych i jak plastycznie potrafimy opowiadać o swoich przeżyciach z Bogiem. Miarą naszej wiary jest natomiast owoc Ducha Świętego widoczny w codziennym życiu. Wiara tylko wtedy jest prawdziwa i przekonująca otoczenie, jeżeli przenika i kształtuje codzienne, praktyczne życie wierzącego. Nasze oblicze tworzymy nie poprzez to, co o sobie mówimy, ale przede wszystkim poprzez to, jacy jesteśmy dla domowników, sąsiadów i znajomych. Jaką opinię mamy w społeczeństwie i na ile jesteśmy pożyteczni dla ludzi. Sfera pracy zawodowej stanowi jedną z ważniejszych płaszczyzn, na której nasza wiara może uwierzytelnić się, a nasze życie stać się ozdobą Ewangelii Chrystusowej.
 
 
  www.jezuspanem.pl.tl